Wiersze umieszczone na tej stronie nie są uporządkowane chronologicznie, ani tematycznie. Niektóre zostały napisane we wczesnych latach 90-tych, ostatni w roku 2005 w czasie żałoby po zmarłym Ojcu Świętym Janie Pawłe II. Z tego też powodu ich poziom jest różny, ale to przecież moja "radosna twórczość", nie widzę więc powodu się jej wstydzić. Zapraszam do lektury!
Odszedłeś
najpierw pożegnał Cię Kraków
nagle, niespodziewanie
na wiele lat...
Bóg dał Ci mądrość
mądrość prawdziwą
Ewangeliczną, tą która rodzi pojednanie
światu pokój i nadzieję
Uczyłeś nas, wysoko wśród skal i ciszy, w mieście
na mazurach cichym wieczorem...
Uczyłeś nas pokory, umiejętności słowa "przepraszam"...
Nie wiele nam zostawiłeś - pamiątki po sobie
ale więcej niż każdy z nas zostawić może
gdy echo przeminie, w ciszy Twojej uczelni
na ulicach, w Krakowie, w sercu nad studium Miłości...
zabrzmi znów "Habemus Papam" - dla Twojego ucznia
habemus papam in aeternum...
Krzyż już dawno obalono
jeszcze wtedy, gdy twarz skazańca, nie zbladła
połamano i wdeptano w ziemie
by zapomnieć... o własnym uczynku.
Dziś już nie wielu o nim pamięta
posadzili tam Drzewo
by symbol śmierci dawał życie
by ofiara przyniosła owoce
aby każdy mógł usiąść i słuchać prawdy
w ciszy i szumie liści...
Przychodzą tam wszyscy
ci mali, którzy żniwo zbierają
więksi by tylko zobaczyć
niektórzy po spokój
a inni po to by krzyczeć i swym słowem
jak nożem ranić korę Drzewa by je obalić.
Tak wiele pięknych kwiatów w tym ogrodzie
choć teraz jeszcze jest tu zima
więc wszystkie opatulone pod derką
sluchają, czy już idzie wiosna
Czasem jak ogrodnik przechodzę sie alejką
słucham ciszy i szeptu kwiatu
opowiada mi swoje myśli
zasłuchany w moje zasypia...
Zbudz się wreszcie
wiosna za bramą
tam gdzieś czeka na Ciebie szczęście
ogrodnik, który z pośród całego ogrodu
szuka właśnie Ciebie...
Muzyki słucham, muzykę chwalę
muzykę rozumiem i słucham dalej
Muzykę przyrody, muzykę ludzi
muzykę ptaków, co dzień mnie budzi
muzyka słonka co rano wstaje by śpiewać dalej
Morze bezkresne, błękitne
na tym morzu statek z białym żaglem
kto jest żeglarzem, Ty oczywiście
a czym jest morze, po prostu życiem
Czasem kapryśne, burzliwe, wietrzne
tak jak morze pełne łez
lecz czasem pogodne, słoneczne
jak chwile życia, gdy jesteś szczęśliwy
Każdy ma swoją różę
tak jak Mały Książe
i tak jak Ta jego
wszystkie mają kolce
Więc czyż każdy z nas
nie jest księciem
który zapomniał
i kaleczy się zawzięcie
Na rynku stałeś przed Katedrą
mieszkałeś przy Kanoniczej
studiowałeś teologię, a miałeś być polonistą
Matkę Bożą pokochałeś
jak robotnik miałeś pracę
choć wszyscy się dziwili
bo miałeś ręce gładkie
Czasu nigdy dla siebie nie miałeś
każdy był ważniejszy
Wśród młodzieży żyłeś
i jak oni śmiałeś się
Jako biskup błogosławiłeś wszystkim
a gdy papieżem zostałeś nigdy nas nie opuściłeś
bo masz serce wielkie
Powiedz Ojcze Święty
choć tyle razy to mówiłeś
i naucz nas być odbiciem
wielkiej miłości Boga
która daje wszystko i jak Ty jest dla wszystkich.
Wszystko się zmienia
i ja się zmieniam
czasem jestem biały,
lub czarny
a kiedy indziej cały szary
by wtopić się w tłum
Czasem mam chandrę
i złość mnie unosi
a czasem mi smutno
i użalam się nad sobą
Bardzo rzadko jest mi wstyd
a w tedy zamykam się w swoim domu.
Popatrz, gwiazda błyszczy !
Jeszcze jedna, ich miliony
księżyc rogal na granicie
blask odbity w tarczy twojego zegarka
Popatrz tam, jedna spada !
Z jękiem ginie śmiercią straszną
Ona się spala i ja się spalam
ona na nic, ja z miłości.
Złocista kopuła, dalej zamek
król tu chadzał kiedyś
teraz spacerują ludzie
Złote komnaty pełne przepychu
dwór tam urzędował
my podziwiamy dzisiaj
Dziedziniec przestronny
jeszcze dawnych kopyt klekot słychać
lecz to tylko nasze buty dudnią w wieczornej ciszy.
Kiedy myślisz że jest źle i gorzej być nie może
Spójrz na psa przy budzie jak szczeka na drogę
Gdy czegoś szukasz i szukanie Cię nuży
Spójrz na gołębia na rynku w Krakowie
a wtedy zrozumiesz
Życie to szukanie, a rzecz to niełatwa
więc gdy sensu szukasz, wiedz że nie na darmo.
Jadę pociągiem, jadę w dal
mijam miasta, wsie, pociągi
Jadę daleko przez obcy kraj
zobaczyć świata kawałek
Byłem już tam i tu jestem
Zobaczyłem wiele, wielu poznałem
wydaje mi się że już nie ma nic więcej
ale jest coś co jest nie poznane
A co to jest ?
To ja i Ty, nasza przyjaźń, nasze rozstania
moja potrzeba kochania Ciebie
i Twoja miłość, do mnie,
zwykłego człowieka.
Biały obłoczku
dokąd płyniesz
cichutko, wolniutko
jak ci na imię
Dlaczego uciekasz
czy ktoś cię ściga
wiatr cię pogania
zaczekaj, odpływasz.
Nie płacz, bo chociaż łzy
perłami serca są
to zbyt wiele ich
jeszcze nikomu szczęścia nie dały
Więc uśmiechnij się
bo uśmiech wartości nie ma
jest bezcenny i tylko on
każdemu szczęście dać może
Więc śmiej się aż do bólu
i kochaj nim każdy dzień
a gdy ktoś Cię spyta - dlaczego ?
to powiedz mu -
bo ktoś mi tak powiedział ...
Myślę o Tobie i tylko o Tobie
O tym co robisz, co piszesz
O twych kłopotach, o Tobie samej
i o duszy co w Tobie mieszka.
Myślę, czy Ty także o mnie myślisz
Czy oczekujesz, na nasze spotkanie
Chciałbym bardzo Byś myślała o mnie
Bo kocham Cię bardzo, choć teraz Ci tego nie powiem
Dlaczego odeszłaś
dlaczego mnie zostawiłaś
Czemu Cię nie ma
gdy zamykam oczy
Widzę tylko Ciebie
w snach i na pościeli
Dlaczego to tak boli
gdy Cię nie ma
Może kiedyś znów natknę się na Ciebie
i opowiem Ci jak było
może spotkamy się na ulicy
za wieków parę, jesiennych lat
może wtedy dojrzałość nasza
pomoże wyjść nam na jasny świat
a może już nigdy Cię nie spotkam
może zgubię gdzieś w pamięci Twą twarz
bo takie jest życie i taka to pora
nie zima jeszcze, a do wiosny daleko
Czy jest coś między nami
czy to mało czy dużo
Czy jest coś w nas co przyciąga
co każe mi Cię kochać
co każe słuchać i martwić się gdy płaczesz
Jak to zrozumieć mam najdroższa
pomóż mi, pokaż, znajdź odpowiedź
Nie mam odwagi podejść poprosić o radę
czy to znaczy że nie wiem co czuję
Nie rozumiem nie potrafię
naucz mnie kochać, bo zdaje mi się
że się już kończy moja wiara w miłość
nie spełniona tak często
prawdę mówiąc zawsze
Właściwie Cię nie znam
więc dlaczego do Ciebie tęsknię
Właściwie nie wiem jak wyglądasz
chyba jesteś blondynką
Znam Twoje pismo
wiem gdzie mieszkasz
(mam Twój adres na kartce)
Dlaczego pragnę Cię spotkać
czy zakochać się jest aż tak łatwo ?
No cóż, pozostaje mi twoje zdjęcie
[Mojej najukochanszej A. M. K. r. 1999]
Co z tego że jesteśmy rożni, albo że tacy podobni!
Przecież się kochamy i to nas łączy, czasem dzieli
ale zawsze możemy wrócić do początku, żeby powiedzieć sobie dobranoc!
Co z tego ze jesteśmy daleko, jak i tak czasem jesteśmy dalej
ale mimo tego ze się oddalamy, to wracając jesteśmy tak blisko ze
zwykle drogi są nieważne
A co z tego ze Cię kocham?
Z tego to wszystko, co powyżej i dużo więcej
po prostu szczęście, szczęście TY moje!
Mgła gęsta, nieprzenikniona
snuje się po świecie
Mgła zwykła, szaro biała, taka zimowa zimna
Ta mgła spowija wszystko
ludzi, zwierzęta, moje serce
Chce zgasić, zamrozić wszystko
Taka jest ta mgła...
Więc siedzę w domu, wieczór już blisko.
Zgubiłem mą myśl
Gdzieś w nocy przepadła
Gdzieś leży i płacze
I szuka swojego pana
Zgubiłem me uczucie
i szukam go wśród nocy
Może ta myśl mi pomoże
bo z niego wyrosła.
Jest wieczór, zimowy
słońce dziś wcześnie zaszło
anioły już dawno śpią
za kilka dni wigilia
Księżyc dziś nie wyszedł
za zimno nawet dla niego
lecz ja chodzę i myślę
bo obawiam się co przyniesie
nowy rok
Kolejny stopień, kolejna myśl
schody w dół i do góry i żadnego półpiętra!
Czemu nie widzę sensu, czemu nie mam już siły?!
Czemu nie ma mety! Tylko te schody!
Czemu chce mi się skoczyć, zbiec po schodach
na sam dół do początku... ale się nie da!
A ja nie mam siły już iść...
chcę umrzeć tu na tym zimnym stopniu,... w samotności
W strudze deszczu słyszałem Twój głos...
W szumie wiatru i ciszy miasta
Widziałem Ciebie w mroku...
W świetle lamp i gwiazd
Czułem Twój zapach w jesiennych liściach...
W ziemi, w śnie tego miejsca
Czułem Twój smak, w swoim oddechu...
Słodki jak łzy płynące z oczu
Jaki będzie ten rok?
Dziś widzę tylko białą kartę!
Nie mam nic, nie mam nikogo,
nie jestem wiele wart
Więc jaki będzie ten rok?!
Marzę że w końcu trafię w dziesiątkę
zacznę znów żyć
Może będę miał na to siłę
i może będę miał dla kogo!
Próbowałem dziś ze sobą skończyć
ale mi się nie udało
więc chyba mam nadzieję!
Po jesieni przyszła zima
ale z zimą ktoś jeszcze...
Tak mały, że przez nikogo nie zauważony
ze zmarzniętym nosem i szronem na głowie
chodzi od domu do domu zagląda w okna
puka do drzwi, ale czy ktoś mu otworzy?
Widzi ludzi, radosnych roześmianych, przy choince, na kolanach dzieci
tez chciałby żeby go ktoś przytulił, bo przecież tez jest małym chłopcem
Widzi smakołyki, których nie zna, słyszy tyle języków ze aż nie rozumie,
choć to, co wystarczy mu powiedzieć, to wejdź proszę i usiądź jak w domu, a to przecież brzmi
tak samo w każdym języku...
I tak chodzi od domu do domu... przez wieki... a szczęśliwi będą Ci, którzy go wpuścili
bo choć jeszcze tego nie wiedza... większego szczęścia w progi wpuścić nie mogli.
Tak mało w nas metafizyki
a przecież dzięki niej
łatwiej widzieć tak wiele
Nie myślę o Arystotelesie
i jego filozofii pierwszej
Ale o uśmiechu, geście
i tym kontekście, w którym
małe staje się wielkie
a wielkie przychodzi
aby siebie objawić.
Jestem zawsze przy Tobie
wtedy, gdy za oknem pada śnieg
dzieli mnie od Ciebie tylko kilka ciepłych oddechów
ośnieżone buty, szalik, czapka, kurtka i nic więcej...
Piszę coś niezgrabnie - ręce mam zmarznięte - palcem na śniegu
sercem biegnę do Ciebie - zawsze wracam - jestem, przecież mówiłem... Różyczko...